Wczoraj zamarzyło mi się zostać pisarzem powieści kryminalnych. W ostateczności powieści detektywistycznych. Oto próbka mojego talentu literackiego –
„Werlock zamknął za sobą drzwi, zrobił
dwa kroki, podłubał w nosie i mocno odchrząknął.
- Sprawa jest banalnie prosta. –
odparł. - A jej rozwiązanie zajęło mi niecałe 15 sekund. Wszystkiemu winna
jest… Matylda!
Hotson i reszta zgromadzonych w pokoju
gości zamarła w przerażeniu.
- Bzdura! – wykrzyknęła nagle Matylda.
Werlock jedynie spojrzał na nią pogardliwie, delikatnie się uśmiechnął i
przeszedł do ataku.
- Pani Matylda zeznała, że w dniu
śmierci swojego męża znajdowała się po drugiej stronie miasta, w przychodni
lekarskiej z powodu nieznośnego bólu lewego ucha. Niestety świeże ślady błota
na jej prawej nogawce, które ewidentnie pochodzi z ogródków działkowych
spotykanych jedynie w tej części miasta, ponadto ptasie gówno na żakiecie,
którego kąt rozpaćkania jak również i „wiek” niepodważalnie świadczą o tym, że
pani Matylda 36 godzin temu znajdowała się na świeżym powietrzu w pozycji na
wpół zgarbionej, jej notoryczne spoglądanie w prawo podczas składania zeznań,
który tak się składa jest odruchem bezwarunkowym podczas kłamania, ponadto
niedbałe uczesanie, oraz makijaż poprawiane bez możliwości spojrzenia w lustro,
niewielkie zadrapanie na palcu wskazującym lewej dłoni, a także nieudolnie
zamaskowana, świeża malinka na jej szyi o średnicy 4 cm, a jak wszyscy
doskonale wiemy średnica otwartych ust zmarłego męża wynosiła ponad 5 cm (owa
malinka musi być więc sprawką tajemniczego kochanka, którego tożsamość
zapisałem właśnie na tej karteczce), świadczą bezsprzecznie o tym, że pani
Matylda mówi nieprawdę. Dlaczego mówi nieprawdę, ktoś zapyta… - w pokoju
nastała niezręczna cisza.
- Yyy, ponieważ… - burknął nieśmiało Hotson.
- Ponieważ jest winna, Hotson, tak. To
było pytanie retoryczne. Nie sądziłem, że akurat ty zechcesz na nie
odpowiedzieć.
- Przykro mi, że cię zawiodłem.
- Spokojnie,
to nie pierwszy raz. – Werlock uśmiechnął się do Hotsona. - Oczywiście nie
mógłbym się mianować najlepszym detektywem świata, gdyby umknął mi niewielki,
acz dosyć istotny szczegół w całej tej sprawie. Mianowicie podczas gdy ja
oślepiałem was swoim geniuszem obnażając zbrodniczy plan pani Matyldy, sama
zainteresowana zdążyła w tym czasie zbiec.
- Co?! Jezus Maria… szybko! – krzyknął
Hotson dając tym samym początek ogromnemu zamieszaniu.
- Nie mogła uciec daleko! – krzyknął zaaferowany
Microsoft.
- To zupełnie bezcelowe. – powiedział
spokojnym tonem Werlock. Cały salon znów zastygł.
- Dlaczego? – chciał wiedzieć Hotson,
dlatego zadał to treściwe pytanie. Werlock spojrzał na Hotsona z jeszcze
większym rozczarowaniem niż poprzednio, wziął głęboki oddech i rozpoczął
argumentację.
- Jest godzina 4:30, najbliższy
przystanek autobusowy oddalony jest od nas o 24 metry, biorąc pod uwagę, że
pani Matylda nie posiada prawa jazdy, natomiast założyła dziś buty z płaską
podeszwą, bez problemu była w stanie przebyć tę odległość w niecałe 4 sekundy,
dzięki czemu zdążyła na autobus numer 715, o 4:29, jadący w stronę dworca
kolejowego. Na nasze nieszczęście autobus będzie napotykał na swojej drodze
same zielone światła, więc nie dość, że nie będzie się spóźniał na kolejnych
przystankach, to jeszcze będzie przyjeżdżał na nie za wcześnie, przez co pan
Grzegorz, który codziennie zjawia się na swoim przystanku dwie minuty przed
planowym przyjazdem autobusu, tym razem będzie świadkiem smutnej sytuacji, w
której autobus 715 przejedzie mu koło nosa, przez co nie zdąży do pracy, w
skutek czego jego niezrównoważony psychicznie szef wyrzuci go na zbity pysk, co
w konsekwencji doprowadzi do jego samobójstwa, które odbędzie się równo za
trzynaście dni, pięć godzin i 38 minut. Plus minus 6 sekund.
- Chyba zgubiłeś wątek. – nieśmiało
zauważył Hotson.
- A, rzeczywiście. – poprawił się
Werlock - Po prostu jej nie dogonimy. Dziękuję.”
Myślę, że
przede mną wielka kariera pisarza!
Uśmiałam się jak kawka.
OdpowiedzUsuń(Właśnie jestem w trakcie oglądania trzeciego sezonu "Werlocka").