Jak
powszechnie wiadomo, zbyt długie siedzenie w fotelu może prowadzić do odleżyn,
skrzywienia kręgosłupa i depresji. W związku z tym wyznaczyłem sobie w każdym
miesiącu kilka dni, kiedy jak każdy młody człowiek wychodzę na zewnątrz, by zaczerpnąć
świeżego powietrza i przy okazji dokonać zakupów delikatesowych w sklepie spożywczym
na rogu kamienicy, w której mieszkam. (nie, moje „cover photo” na Facebooku nie
ukazuje mojego prawdziwego domu, to był żart)
Przyznam
się, że najmilej wspominam wizyty w sklepie tuż po 10-tym każdego miesiąca, ponieważ
dostaję wtedy moją rentę, dzięki czemu czuję się jak prawdziwy zwycięzca stojąc
pod kasą. Och, cóż to są wtedy za zakupy! Przebieram w rodzynkach, talarkach,
solonych paluszkach, mrożonych pizzach, szarych mydłach i damskich dezodorantach, które przypominają mi o
dawnych, odległych czasach.
Są jednak dni, takie jak ten (który jeszcze trwa), kiedy życie zaskakuje nawet mnie.
Są jednak dni, takie jak ten (który jeszcze trwa), kiedy życie zaskakuje nawet mnie.
Dzisiejszy
poranek zaczął się wyjątkowo uroczo, ponieważ okazało się, że mleko (3,2% jak
szaleć to szaleć!), które spożywam codziennie z płatkami, zrobiło mi psikusa i
skwaśniało. Kiedy udało mi się w końcu opuścić toaletę na dłużej niż dwie
minuty, podjąłem żelazne postanowienie, że muszę odrzucić wszelkie rytuały owego
poranka i udać się do sklepu na rogu już teraz.
Sklep na
rogu prowadzi Pan… hmm, ze względu na ochronę tożsamości może zmienię imiona
osób zaangażowanych w tę opowieść, nazwijmy go Pan Tadeusz. Świetnie. Pan
Tadeusz jest niezwykle troskliwym sprzedawcą. Oprócz produktów po które
przychodzę, zawsze sprzeda mi coś ekstra; ostatnio kupiłem mopa i tabletki do
zmywarki. Nie mam zmywarki. Jednak ku mojemu rozczarowaniu Pana Tadeusza nie
było dzisiaj w sklepie. Była za to jego żona, Pani… Zosia. Tak. Sytuacja
wyglądała następująco:
Ja – Dzień
dobry, poproszę mleko.
P. Zosia – 2,90zł.
Po tej udanej i stresującej konwersacji udałem się z powrotem do domu, w celu spożycia pożywnego śniadania. Kiedy wspiąłem się na moje trzecie piętro, rozebrałem, zasiadłem do stołu i wlałem ów mleko do miseczki, szlag mnie jasny trafił i doprawił łopatą. Tak, moi Drodzy. To mleko również było skwaśniałe.
Po tej udanej i stresującej konwersacji udałem się z powrotem do domu, w celu spożycia pożywnego śniadania. Kiedy wspiąłem się na moje trzecie piętro, rozebrałem, zasiadłem do stołu i wlałem ów mleko do miseczki, szlag mnie jasny trafił i doprawił łopatą. Tak, moi Drodzy. To mleko również było skwaśniałe.
Z uśmiechem
na twarzy wróciłem na dół z butelką i oto co się wydarzyło:
Ja – Przepraszam najmocniej. Wygląda na to, że mleko przez te bajońskie temperatury skwaśniało. Czy mógłbym wymienić je na nowe?
Ja – Przepraszam najmocniej. Wygląda na to, że mleko przez te bajońskie temperatury skwaśniało. Czy mógłbym wymienić je na nowe?
P. Zosia – Oczywiście.
Proszę bardzo.
Odebrałem
butelkę. Odwróciłem się. Ruszyłem w stronę wyjścia i nagle coś mnie podkusiło,
żeby sprawdzić zawartość butelki w mojej ręce. Zupełnie jak z kasetą VHS moich
dziadków „Nasza upojna noc poślubna”…
I tak, moi
mili! To mleko również było skwaśniałe!
Ja – Ha! Ale
przypadek! Proszę zobaczyć, to też kwaśne!
P. Zosia –
Dziwne. Daj Pan to tu.
Tutaj
nastąpiła lustracja kolejnych trzech butelek… kiedy sprzedawczyni podała mi
czwartą usłyszałem zza pleców jej gruby głos:
P. Zosia –
My to z mężem wolimy kwaśne mleko. Bo to i przeczyści i do ziemniaków można.
Pod siłą takich
argumentów każdy by się ugiął.
Ja –
Dokładnie. A i do słodkich płatków jakie dobre! I do kawy też...
Tutaj
zapadła niezręczna cisza. Na szczęście piąta butelka okazała się być w
porządku. Podziękowałem i wyszedłem. Czuję, że zdobyłem nowego przyjaciela.
Dzisiaj będzie dobry dzień!
Dzisiaj będzie dobry dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz