piątek, 2 maja 2014

Tańcząc w ciemnościach



Kochani!
Zostałem porwany. Leżę obecnie w bagażniku bliżej nieokreślonego środka transportu. Podejrzewam, że jest to samochód, ale równie dobrze może być to samolot, albo rower z bardzo dużym koszykiem. Jest ciemno. Jedynym źródłem światła jest mój laptop, który był w torbie, na którym obecnie piszę. Nie mam ani swojej komórki, ani połączenia z internetem. Piszę więc w programie o nazwie „słowo” i mam gorącą nadzieję, że ów zapis nie będzie moim ostatnim słowem na tym świecie. Strasznie trzęsie. To chyba nie jest samolot, bo słyszę samochody na ulicy. Poza tym co jakiś czas się zatrzymujemy. To na pewno nie jest samolot. Czyli, że samochód. Rower był jedynie dowcipem z mojej strony. Kto mógł to uczynić? Komu chciało się mnie porywać? I po co? Przecież nikt za mnie nie da nawet złamanego grosza. Może to mój pierwszy psychofan? W końcu „Wielkie Pytania Polskie” zrobiły oszałamiającą furorę w internecie. Jeden odcinek ma średnio od 300 do 700 wyświetleń. To niezwykły sukces. Nic więc dziwnego, że ktoś zapatrzył się we mnie tak mocno, że teraz postanowił mieć mnie na własność. To dziwne, ale taka popularność jest nawet przyjemna. Ciekawe gdzie mnie wiezie? Do swojego domu? Do chatki w lesie? Ale po co zabierał mi telefon? Może będzie chciał mnie zabić. To by było nawet miłe z jego strony. Skoro sam nie umiem zadbać o swoje życie i śmierć, to ktoś taki byłby jak znalazł. Mam tylko nadzieję, że nie zakopie mnie po szyję i nie zostawi, tylko załatwi sprawę szybko. Może być boleśnie. Będzie to moje pierwsze żywe doświadczenie od dziesięciu lat. Zatrzymaliśmy się. Jest cicho. Musieliśmy wyjechać z miasta. O, wysiadł. Czekajcie na ciąg dalszy. Bez odbioru.



Cóż, nikt mnie nie porwał. Wpadłem do luku bagażowego jadąc autobusem BusemPolskim. Siedziałem z tyłu, fotel pode mną się zarwał, wpadłem do środka z torbą i straciłem przytomność. Nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Musiałem tam leżeć ze trzy godziny zanim się obudziłem. Musiałem również stracić pamięć, bo naprawdę myślałem, że ktoś mnie porwał. Jak widać radość była przedwczesna.



sobota, 26 kwietnia 2014

Trening!


Sapanie i stękanie kojarzą mi się niestety już jedynie z bieganiem. Niczym innym. Nie narzekam. Mam swój fotel. Chyba oddam go do prania w najbliższym czasie.






sobota, 19 kwietnia 2014

Ból i kłamstwa



„Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci. Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci.

Czasy się zmieniły. Raz utracisz swoją niewinność, a nic już nigdy nie będzie takie samo. A skojarzenia potrafią przerażać. A be i ce i de. Niedawno odwiedziłem Operę w przestronnym mieście Białystok, a dokładniej byłem świadkiem spektaklu, czy też musicalu z wątkami opery pt. „Upiór w operze”! Cóż to był za czas! Co za muzyka! Ogromne dekoracje, wizualizacje, orkiestra na żywo, mechaniczny słoń, palmy, kolumny i baletnice. Bilet zakupiłem z dużym wyprzedzeniem, w związku z czym mogłem sobie przebierać dowoli w miejscach na widowni. Wybrałem więc miejsce najlepsze. Sam środeczek, pierwszy rządeczek. Jak się okazało na koniec pierwszego aktu, na owo miejsce co wieczór spada dwutonowy żyrandol zerwany niby to przez samego Upiora… tak. Spadł na mnie dwutonowy żyrandol. Dyrekcja nie szczędziła na niczym. Spokojnie, żyję. Drugi akt obejrzałem już na youtubie, na oddziale intensywnej terapii. Cztery dni później byłem już w domu. 
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
 Boże, kto zajmuje się wymyślaniem takich kłamstw? Czy komuś za to płacą? Jeśli tak, to ciekawe czy dobrze? Ja mam dużo wolnego czasu, mógłbym się zająć wymyślaniem takich kłamliwych frazesów dla ludzkości. To musi być naprawdę fascynujące. Ciekawe gdzie miałbym swój gabinet…? Pewnie w LieTower. Na samej górze w penthousie. Piękny, duży, pełen drewna i skóry w kolorze brązu gabinet, którego jedynym celem byłoby zainspirowanie mnie do wymyślania wielkich kłamstw. „Co się odwlecze, to nie uciecze”, „Raz kozie śmierć”, „Najtrudniejszy pierwszy krok”, „Raz się żyje” i wiele, wiele innych. Jeżeli przypadkiem jakiś ważny urzędnik z korporacji okłamywania ludzkości trafiłby na mojego bloga, niech wie, że jestem wielce zainteresowany takową posadą. W zamian za niewielkie wynagrodzenie chętnie zaszczepię w umysłach ludzi fałszywe przeświadczenia i złudne nadzieje. Mój kontakt to   ludwikmont@gmail.com


Pozdrawiam i życzę udanego dnia.

Ach tak. Wielkanoc. Jupi.



wtorek, 15 kwietnia 2014

Hej, Kolęda!




Powiem wam kochani, że nawyk videoblogowy coraz bardziej przydaje mi się w codziennym życiu. Oto kolejny autentyczny zapis pewnego wydarzenia z moim brawurowym udziałem. Zobaczcie sami.







piątek, 11 kwietnia 2014

Łowca Jeleni



Świeże powietrze, natura i myśliwi. Dlaczego nie wolno karmić kaczek zimą? Cóż takiego mogłem odnaleźć w Świątyni Dumania? Zapraszam serdecznie na materiał filmowy.





P.S. Ała...



wtorek, 8 kwietnia 2014

Mój tok myśli


Paranoja. Zimno, ciepło. Dajcie mi spokój. Siedzę w fotelu, jem zupy albo ziemniaki. Na brak zajęć nie narzekam. Do ludzi nie chodzę. Znajomych nie mam. Wczoraj byłem w sklepie. Czy ktoś mi powie czemu zawsze przy kasie są mi oferowane reklamówki jednorazowe potocznie zwane „siatkami”, które z prawdziwymi siatkami mają jedynie wspólne… cóż, nic?! Kota nie mam, bo mi uciekł. Ale może wróci, dlatego zawsze kupuję też puszkę karmy dla psów. Czemu dla psów? Żeby mała, futrzana świnia dostała to na co zasługuje. Będzie mnie porzucać caryca zapchlona. Jutro terapia. Siedzę i siedzę. Myślę i myślę. Czego naprawdę mi brak? Niczego. Może trochę talentu do pisania tekstów piosenek. Mógłbym wtedy zbić fortunę w Polsce. Byłbym pierwszym poetą piosanczanym do wynajęcia. Oj, wielu zespołom przydałaby się moja twórczość. Czasem coś uszyję. Mam odpowiednią maszynę. Cokolwiek. Strój Piotrusia Pana, albo Robin Hooda. Wszystko mogę. Ostatnio odwiedziłem nawet instytucję kina w moim mieście. Widziałem „Grand Budapest Hotel”. Jeżeli ktoś nie widział, niech nie czyta dalej. Nadchodzi tzw. spoiler. Niech mi ktoś wyjaśni, jak w tak pięknej, odrealnionej laurce jaką jest „Grand Budapest Hotel”, można na końcu dofasolić widzowi śmiercią młodej dziewczyny z cukierni, oraz jej malutkiego dziecka?! Gdzie tu sens? Gdzie tu serce? Ten fakt nie wniósł nic do opowieści! Absolutnie nic. Ktoś mi powie, że to przecież dlatego stary pan z brodą przyjeżdżał do Hotelu i mieszkał w tamtym małym pokoju… Owszem, taki nam podali powód. Ale dlaczego? Czy stary pan z brodą nie mógł przyjechać tam z żoną i zamieszkać w zwykłym pokoju? Co takiego śmierć jego młodej żony znaczy dla całego filmu? Nic. Widz natomiast kończy seans ze świadomością, że jego główni bohaterowie nigdy już nie byli szczęśliwi. Pan Anderson najpierw serwuje nam piękną bajkę, a na końcu doprawia ją dramatem z zupełnie innej beczki, żebyśmy przypadkiem nie wyszli z kina szczęśliwsi. Serdecznie dziękuję każdemu kto przypomina mi, że na świecie nie ma happy endów. Podlewam kwiatki. Mówię do nich. Ponoć kwiatki reagują na głos i ładniej kwitną. Moje kwiatki chyba nie lubię mojego głosu. Lubią Internet. Czasem jak wracam do domu z mojego środowego stania na pasach, zastaję włączony komputer z kwiatkiem stojącym na klawiaturze. Próbuję je namówić by, jeżeli są rozumnymi istotami tak jak zabawki w filmach z serii „Zabawczana opowieść”, ożyły w mojej obecności. Moglibyśmy sobie wówczas porozmawiać o wielu rzeczach. Ja opowiedziałbym im o ludziach, ulicach, domach, oceanach. One mogłyby mi powiedzieć o historii królestwa kwiatków z ich punktu widzenia, a nie z ogólnodostępnej w internecie naukowej wersji. Ciekawe czy król Stanisław Kwiatek VI rzeczywiście miał małego płatka…








niedziela, 6 kwietnia 2014

Productpla cement.


Z oczywistych względów nie mogę z pełnym przekonaniem polecić filmów z serii „Zaginione poematy Juliusza Słowackiego”. Jestem głęboko przekonany, że prawdziwy Juliusz Słowacki również by ich nie polecił. Panowie z Darwina uczynili z głównego bohatera głupiego prostaka, który lubi sobie pobekać stojąc oparty o płot w piękny słoneczny dzień, albo pisać dwu wersowe wierszyki o swoim rywalu Adamie Mickiewiczu nazywając go „ch*jem głupim” bądź „pie*doloną k*rwą”.

Jest mi jednocześnie przykro ponieważ na mocy kontraktu z G.F.Darwin jestem zobowiązany promować każdy ich produkt bez względu na moje osobiste przekonania. Z tego też powodu chciałbym wszystkich Was gorąco zachęcić do zapoznania się z fantastyczną, tryskającą błyskotliwym humorem i mistrzowskim aktorstwem nową mini serią Grupy Filmowej Darwin pt „Zaginione poematy Juliusza Słowackiego”. Jest to lekka i przyjemna opowieść o codziennych trudnościach młodego człowieka, który nie może przeboleć faktu, że ludzie mu współcześni bardziej od niego cenią poetę o inicjałach A i M. Produkcja ta gloryfikuje takie wartości jak miłość, zrozumienie, wybaczenie, wyrozumiałość dlatego jest idealną propozycją na niedzielny wieczór dla całej rodziny. Gorąco polecam! 

Ludwik M.B. Montgomery







P.S. Nie oglądajcie tego.