niedziela, 20 października 2013

Sanatorium



Dawno nie stworzyłem żadnego wpisu,  nieprawdaż? Prawdaż. Spowodowane jest to głównie tym, że wyjechałem z domu na jesienne wczasy do pewnego sanatorium i miałem dużo na mojej coraz bardziej skromnie owłosionej głowie. W każdym razie nadal przebywam w owym sanatorium. Bawię się pysznie. Mam własny pokój z łazienką, kuchnią i fotelem, dzięki czemu mam gdzie siedzieć całymi dniami. Jest nawet balkon z widokiem na kościół. Całe szczęście. Co więc robię tymi "całymi dniami"? To co zwykle. Absolutnie nic. Czytam książki, myję podłogi, zabijam pająki itd. W wolnych chwilach nagrywam dokumentację mojego pobytu w ramach terapii u pani Dorotki. Myślę, że zamieszczę ową dokumentację za jakiś czas w sieci, gdyż nie chcę odbierać Wam możliwości obcowania z moim intelektem i wszechwiedzą. Czy odpowiadam w niej na jakieś Wielkie Pytania? Owszem. Ale to nie wszystko. Ponadto udzielam również drogocennych lekcji życia codziennego, o którym przecież wiem tak wiele. Muszę kończyć i iść do sklepu, aby zakupić jakieś delikatesy w celu ich spożycia.

Do zobaczenia.



poniedziałek, 14 października 2013

Słońce i pokrzywy




Jutro kolejna wizyta u Pani Dorotki. Jak mawiała Pani Kołaczkowska „Tak się cieszę. Naprawdę tak się cieszę. A jaka to jest niespodzianka, jak ja się ciszę. Z tej radości to będę głową walić o podłogę z całą rodziną.” Cóż, może ten ostatni fragment o rodzinie nie do końca jest adekwatny w mojej sytuacji (ponieważ rodziny obecnie nie posiadam), ale ogólnie rzecz biorąc tak, tak, tak się cieszę.

Nie mam weny na dłuższe wpisy. Niech z tej okazji zaśpiewa Hinduska aktorka.
Zapraszam.












czwartek, 10 października 2013

Skąd się biorą dzieci?




Proszę państwa, owo pytanie wydaje się być najbardziej niezręcznym pytaniem, jakie może usłyszeć rodzic od swojej pociechy. Skąd się biorą dzieci? No, już nie krępujmy się. Odpowiedź wcale nie jest taka straszna. Oto mała ściąga.

Kiedy obiekt A – „kobieta”, oraz obiekt B – „mężczyzna” znajdują się w tym samym pomieszczeniu, może być to na przykład duszny klub z okropną muzyką, musi najpierw dojść do kontaktu wzrokowego. Jeżeli owy kontakt wzrokowy zostanie nawiązany obiekt B może już w sumie powoli zacząć zdejmować spodnie. Jednak aby odbył się tzw. akt miłości, który zaowocuje cudem nowego życia, potrzebna jest jeszcze zgoda obiektu A – czyli w tym wypadku kobiety. W celu uniknięcia niepotrzebnego rozczarowania obiekt B powinien zamienić ze dwa słowa z obiektem A. W tym celu obiekt B musi posiadać zdolność wysławiania się. Jest to niestety rzadko spotykana umiejętność wśród regularnych bywalców tzw. „impr”. W takowym wypadku obiekt A musi się zadowolić jedynie walorami wizualnymi obiektu B. Ale załóżmy dla potrzeb przykładu, że aparycja łysego koksa z chronicznym „zdziwieniem na ryju” jest ideałem mężczyzny dla obiektu A.

Wobec tego kiedy nawiązany został wspomniany przeze mnie kontakt wzrokowy, a decyzja o odbyciu aktu miłosnego podjęła się już sama pod osłoną znikomej bielizny, należy udać się w bardziej ustronne miejsce. Na przykład latrynę skażoną wszelkiego rodzaju ohydztwami. Kiedy nasze obiekty już nalazły się w swoim gniazdku, obiekt B odwraca do siebie plecami obiekt A, żeby móc spokojnie patrzeć w ścianę i zapewnia partnerkę, że właśnie nałożył tzw. kondom na swojego czerwonego Winnetou. Oczywiście obiekt B niczego takiego nie robi, ponieważ jest na tyle zajeb*sty, że nie będzie kupował „gumek” skoro może „kupić se browary i fajki za hajs od starych, nie?” – imitacja slangu jest moją mocną stroną.

I tak oto pełna ufności wobec spotkanego minutę temu mężczyzny, kobieta wypina się. Tutaj następuje „miłość”, która trwa jakieś 1,5 minuty, po czym oba obiekty rozchodzą się każde w swoją stronę. Cud nowego życia właśnie zaistniał. Jeżeli obiekty mieszkają w dużym mieście, prawdopodobnie nigdy się już nie spotkają, a owoc ich miłości zostanie spuszczony w muszli klozetowej. Jeżeli natomiast obiekty znają się z widzenia, albo nie daj boże ich rodziny spotykają się w spożywczym lub w kościele, wówczas następuje huczne i jakże radosne wesele, którego efektem jest kolejna smutna, niekochająca się i toksyczna rodzina, w której każde dziecko tak bardzo chce się wychowywać.

I stąd właśnie, w wielkim skrócie, biorą się dzieci moi, Drodzy czytelnicy.Uważajcie na siebie.
Pozdrawiam






poniedziałek, 7 października 2013

Happy Feet


Zawsze chciałem być muppetem. Nie łączyło się to broń boże z pragnieniem posiadania czyjejś ręki w moim odbycie. Po prostu chciałem być muppetem. Nagrywać program telewizyjny. Śpiewać piosenki. Opowiadać czerstwe dowcipy. Być wystrzeliwanym z armaty. Tak. Myślę, że przynajmniej częściowo udało mi się zrealizować moje marzenia.
Pewnie nikt z Was tego nie pamięta, albo w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jakieś 10 lat temu Telewizja Polska emitowała program "Muppet Show". Tak. A zgadniecie o której godzinie? O 1 w nocy. Dwa odcinki. W piątki i soboty. Czyli w sumie cztery odcinki tygodniowo, jeżeli ktoś ma problemy z rachunkami. Nie wiem kto wpadł na tak obłędny pomysł, ale mam nadzieję, że złamał obie nogi, wyleciał z pracy i że do wesela się nie zagoi.
Poniższy klip jest specjalnie dla Ciebie, mistrzu. Zobacz jak wyglada ktoś kto tańczy, bo Ty już nigdy nie zatańczysz o własnych siłach. Mam Twój numer. Wiem gdzie mieszkasz. Do jutra!







sobota, 5 października 2013

„To co nam było” – czyli o czym jest ta straszna piosenka?



Nie, nie słucham takich dzieł. Tak, są ludzie, którzy słuchają. Nie, nie znam żadnego z nich. Piosenka wpadła w moje ręce przypadkiem. Ktoś, kto troszczy się o mój czas wolny postanowił umilić mi czwarteczek ową twórczością. Jestem mu dozgonnie wdzięczny. Utwór zatytułowany „TO CO NAM BYŁO” zespołu Red Lips. Zapraszam.


Piosenka rozpoczyna się troskliwym powtórzeniem całego tytułu piosenki przez cierpiącą wokalistkę zespołu na wypadek gdybyśmy go nie dostrzegli na opakowaniu płyty (lub, co bardziej prawdopodobne, nad filmikiem na youtubie). Chociaż może przemawia przeze mnie niesprawiedliwy jad. Może jest to zabieg dla ludzi niewidzących? Jednak wydaje mi się, że ludzie niewidzący mają lepszy gust muzyczny. I dlaczego wobec tego nie stworzono od razu wersji dla niesłyszących? Oburzające.


„To, co nam było, co nam się zdarzyło.”

I zwrotka pierwsza. Proszę!

„Napisać list, i szybko z domu wyjść.” – pierwszy wers daje nam bardzo ważną informację. Mianowicie mamy do czynienia z osobą pochodzenia tzw. „zagranicznego”, która przeczytawszy kiedyś „W pustyni i w puszczy” postanowiła porozumiewać się jak bohater powieści –Kali, tj. „Kali łowić ryby”. W ty przypadku „Kali napisać list i szybko z domu wyjść.” Idziemy dalej.

„Nie potrafiłam spać.” – Aha, czyli Pani potrafi jednak odmieniać, chociaż nie potrafi spać… Dobrze. Wobec tego zapominamy o tym co wcześniej napisałem.


„O tak…” - Dialog ze słuchaczem! Bardzo dobrze, plus. Szkoda tylko, że żaden słuchacz owego dialogu nie podejmie.

„Na pozór zły, a tak potrzebny mi.” – Pierwsza poważna zagadka, proszę państwa. Co jest na pozór złe i zarazem tak potrzebne naszej bohaterce? Wspomniany wcześniej list, który napisał jej Kali? Ale przecież jak się okazało; nie było żadnego Kaliego! Czyżby bohaterka dopuściła się morderstwa i chciała ukryć ślady zbrodni?

„Pękały serca nam.” – Jest to albo ekscytujące świadectwo popełnienia zbrodni, albo miałka piosenka o miłości. Jedno, albo drugie!

„Zostań…” – Nie wiem czy ja jako słuchacz mam zostać, czy może Kali ma zostać?

„Napięty ból, przed nami stawiał mur. Odbierał resztki sił…” – Jak nic przyznanie się do zabójstwa! Trzeba natychmiast wysłać piosenkę do prokuratury i sprawdzić, czy nie zaginął ostatnio biedny Kali.

„Mów mi…” – Kobieto, ja nie mam ochoty cię słuchać, a co dopiero mówić do ciebie.

„Czy tylko ja, walczyć o to mam, czy pomożesz mi?” – Cóż. Zakładając, że nasza bohaterka nie prosiłaby swojej ofiary o pomoc w jej własnym morderstwie, skłaniam się jednak (niestety) do wersji, że jest piosenka o miłości…  A raczej o rozstaniu. Czyli o miłości. Bo przecież wiemy, że „nie ma, nie ma prawdziwej miłości bez rozstania”, prawda? Niestety prawda. Idziemy dalej. A dalej zaczyna się refren! Powtórzony aż dwukrotnie.


„To, co nam było, co nam się zdarzyło.

Do ułożenia w głowie mam.” – Co prawda nie wiemy co to było, co im się zdarzyło, ale na pocieszenie mogę powiedzieć, że wokalistka również tego nie wie. Chociaż tyle.

„To nic nie znaczyło, to nie była miłość.” – Aha, bo jeszcze trzy wersy temu chciała Pani o to walczyć i żądała tego samego od Bogu ducha winnego Kaliego!

„A wciąż mam nadzieję, nowy plan.” – Czyli wszystko się jednak wyjaśni. Trzymam za słowo. Przed nami zwroteczka druga, proszę państwa. Jupi!

„Tak dużo spraw, łączyło kiedyś nas.

Myślałam, to ma sens.” – To chyba z przeproszeniem na głowę upadłaś! W związku nie wolno się niczym dzielić. W jakim ty świecie żyjesz? Tylko tajemnice i brak szczerości gwarantują udane pożycie. Pamiętaj o tym.

„Już wiem, że kiedy ja,

Stawiałam domy z kart…                 

Nie miałeś do nich wejść.” – Nie chcę być niegrzeczny, ale domki z kart mają to do siebie, że są dosyć delikatne i powiedziałbym niewielkie… Prawdopodobnie twój chłopak Kali po prostu nie chciał burzyć efektów twojej ciężkiej pracy, dlatego do nich nie wchodził. Szanował to, że kiedy on zasuwał codziennie do pracy, zarabiał na masło, wyprowadzał słonia, ty siedziałaś w pokoju i budowałaś domki z kart. Przypomnij mi o co masz pretensje?

„O nie…” - O, tak. (wszedłem w dialog, szlag…)

„Ostatni raz, pocałuj tylko mnie.” – „Tylko mnie”? Bo zazwyczaj całowaliście się w grupie, tak? Plemię Buzi, buzi, cholera.

„Ja schowam moje łzy.” – Metafora metaforą, ale to się kupy nie trzyma, proszę państwa. Jak dokładnie zamierza Pani schować swoje łzy? Poczekać aż wypłyną na policzek, następnie podsunąć fiolkę, żeby można je było później wlać do odsiewni?????????, tak? Czy może planuje Pani w ogóle ich nie produkować i zachować w swoim organizmie na później? W tym wypadku ciężko mówić o chowaniu czegoś, czego nie ma, prawda? Prawda.

 „Bo wiem…         

 Że tylko jak, odwrócę nagle twarz, nie zatrzymam ich.” – I wszystko jasne. Czyli opcja druga. Chowam coś czego nie ma i jak się odwracam to popuszczam. Rozumiem. Tutaj następuje kolejne niepotrzebne powtórzenie refrenu. Ale co to? Nagle robi się ciekawie! Uwaga!

 „Ta historia opowiada, że…” - W końcu! Chcę wiedzieć! O czym jest ta piosenka?!

„Czasem warto zastanowić się…….” - ……… oj, tak. Zgadzam się. My mieliśmy już trzy minuty, żeby zastanowić się nad sensem życia i decyzją o wysłuchaniu tej piosenki do końca. Pani miała na to kilka miesięcy w studio nagrań. Jakoś nikomu, nic dobrego z tego nie wyszło.


A tak w ogóle, czy ktoś może mi powiedzieć jaki był ten Jej „nowy plan”? Bo jednak się nie dowiedziałem…






czwartek, 3 października 2013

Postanowienie


Tak. 25 odcinków, w tym cztery „Multi-odpowiedzi” gdzie odpowiedziałem na łohohoho pytań, a może i więcej to wynik zadowalający.
Ale pomyślałem, że pomimo ograniczeń programowych mojego pięknego programu „Wielkie pytania”, nie mogę ograniczać przy okazji samego siebie, prawda? Prawda. Postanowiłem więc, że pytania, które nie znalazły odpowiedzi w moim programie, znajdą je właśnie tutaj, na moim blogu. Dzięki temu przynajmniej nie będę marnował czasu na opisy przyrody, albo tego co zjadłem wczoraj w nocy, kiedy już nic nie powinienem jeść, ale byłem głodny więc zjadłem ciasteczka i teraz mam wyrzuty sumienia. Wracając do tematu i podsumowując; będę od czasu do czasu kontynuował moją pasję odpowiadania na wielkie pytania.
Dla Was, drodzy wielbiciele wiedzy.
Eureka!









środa, 2 października 2013

Nuta wiejska cz. 3




"Miała Baba Star Trek’a, Star Trek’a, Star Trek’a
Gwiezdnych Wojen nie miała, nie miała, hej
Wnuczek kupił Star Wars’y, Star Wars’y, Star Wars’y
I Babcia dostała zawału jak się dowiedziała, że Vader jest ojcem Luke’a, hej"


"Miała Baba Sok z żuka, Sok z żuka, Sok z żuka
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
I przyszedł."