wtorek, 17 września 2013

Pocztówka z Raju - historia prawdziwa



Jak powszechnie wiadomo, zbyt długie siedzenie w fotelu może prowadzić do odleżyn, skrzywienia kręgosłupa i depresji. W związku z tym wyznaczyłem sobie w każdym miesiącu kilka dni, kiedy jak każdy młody człowiek wychodzę na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza i przy okazji dokonać zakupów delikatesowych w sklepie spożywczym na rogu kamienicy, w której mieszkam. (nie, moje „cover photo” na Facebooku nie ukazuje mojego prawdziwego domu, to był żart)


Przyznam się, że najmilej wspominam wizyty w sklepie tuż po 10-tym każdego miesiąca, ponieważ dostaję wtedy moją rentę, dzięki czemu czuję się jak prawdziwy zwycięzca stojąc pod kasą. Och, cóż to są wtedy za zakupy! Przebieram w rodzynkach, talarkach, solonych paluszkach, mrożonych pizzach, szarych mydłach i damskich dezodorantach, które przypominają mi o dawnych, odległych czasach.
 Są jednak dni, takie jak ten (który jeszcze trwa), kiedy życie zaskakuje nawet mnie.


Dzisiejszy poranek zaczął się wyjątkowo uroczo, ponieważ okazało się, że mleko (3,2% jak szaleć to szaleć!), które spożywam codziennie z płatkami, zrobiło mi psikusa i skwaśniało. Kiedy udało mi się w końcu opuścić toaletę na dłużej niż dwie minuty, podjąłem żelazne postanowienie, że muszę odrzucić wszelkie rytuały owego poranka i udać się do sklepu na rogu już teraz.


Sklep na rogu prowadzi Pan… hmm, ze względu na ochronę tożsamości może zmienię imiona osób zaangażowanych w tę opowieść, nazwijmy go Pan Tadeusz. Świetnie. Pan Tadeusz jest niezwykle troskliwym sprzedawcą. Oprócz produktów po które przychodzę, zawsze sprzeda mi coś ekstra; ostatnio kupiłem mopa i tabletki do zmywarki. Nie mam zmywarki. Jednak ku mojemu rozczarowaniu Pana Tadeusza nie było dzisiaj w sklepie. Była za to jego żona, Pani… Zosia. Tak. Sytuacja wyglądała następująco:


Ja – Dzień dobry, poproszę mleko.


P. Zosia – 2,90zł.

Po tej udanej i stresującej konwersacji udałem się z powrotem do domu, w celu spożycia pożywnego śniadania. Kiedy wspiąłem się na moje trzecie piętro, rozebrałem, zasiadłem do stołu i wlałem ów mleko do miseczki, szlag mnie jasny trafił i doprawił łopatą. Tak, moi Drodzy. To mleko również było skwaśniałe.

Z uśmiechem na twarzy wróciłem na dół z butelką i oto co się wydarzyło:

Ja – Przepraszam najmocniej. Wygląda na to, że mleko przez te bajońskie temperatury skwaśniało. Czy mógłbym wymienić je na nowe?


P. Zosia – Oczywiście. Proszę bardzo.


Odebrałem butelkę. Odwróciłem się. Ruszyłem w stronę wyjścia i nagle coś mnie podkusiło, żeby sprawdzić zawartość butelki w mojej ręce. Zupełnie jak z kasetą VHS moich dziadków „Nasza upojna noc poślubna”…

I tak, moi mili! To mleko również było skwaśniałe!


Ja – Ha! Ale przypadek! Proszę zobaczyć, to też kwaśne!


P. Zosia – Dziwne. Daj Pan to tu.


Tutaj nastąpiła lustracja kolejnych trzech butelek… kiedy sprzedawczyni podała mi czwartą usłyszałem zza pleców jej gruby głos:


P. Zosia – My to z mężem wolimy kwaśne mleko. Bo to i przeczyści i do ziemniaków można.


Pod siłą takich argumentów każdy by się ugiął.


Ja – Dokładnie. A i do słodkich płatków jakie dobre! I do kawy też...


Tutaj zapadła niezręczna cisza. Na szczęście piąta butelka okazała się być w porządku. Podziękowałem i wyszedłem. Czuję, że zdobyłem nowego przyjaciela.

 Dzisiaj będzie dobry dzień!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz